Kilkadziesiąt minut później jestem już w centrum Funchal. Bagaż zostawiam w hotelu i udaję się na pierwszy spacer po mieście. Nie jest to metropolia – w stolicy Madery mieszka niespełna połowa z ćwierć miliona mieszkańców całej wyspy. Z drugiej strony – piętrzące się nad Funchal góry wymuszają bardzo rozległą zabudowę, a z jednego krańca miasta na drugi jest solidne kilkanaście kilometrów. O kilkuset metrach pod górkę nie wspomnę.
Samo centrum to przyjemny teren, doskonały do spacerów o chyba każdej porze roku – zimą można wygrzać się w słońcu, a latem bryza znad oceanu czy z gór chłodzi miasto. Co ciekawe: mimo, iż znajduję się ponad 3500 kilometrów od Polski, znajduję (i to w małej odległości od siebie) dwie polskie pamiątki. To pomnik Jana Pawła II (czy jest na świecie – poza Chinami i Rosją – miejsce, gdzie on nie był) oraz popiersie marszałka Piłsudskiego. Naczelnik spędził na Maderze jedną zimę, na przełomie 1930 i 1931 roku. Tak w sumie, to Marszałek wiedział co robi – w tamtych latach w Polsce zimy były srogie, a tu proszę: na Maderze nie mniej niż 10-12 stopni. Na plusie!
Kontynuując spacer po centrum Funchal trafiam do ratusza, do kościoła św. Jana i przed Pałac św. Wawrzyńca. Wszystkie budynki są doskonale wkomponowane we wszechobecną tutaj zieleń. Co więcej: nie znam większości roślin rosnących na Maderze, są tak odmienne od tego, co rośnie wokół nas w Polsce. Ale nie tylko roślinność jest tym, co przyciąga tutaj pół Europy – to również słynne wzmacniane wino, noszące taką samą nazwę jak wyspa. Proces produkcji, historię i współczesność oraz – oczywiście – smak wina można poznać, odwiedzając jedną z kilku fabryk win na Maderze.
Ze smakiem wspaniałego słodkiego wina w ustach wracam do centrum Funchal. Nadchodzi mój pierwszy wieczór na wyspie. Zatem… czas na rybę!